TRUPIARNIE* KUR NIOSEK
Jakiś
czas temu wybrałam się do jednej z sieci znanych hipermarketów, żeby kupić
jajka. Coś mnie tknęło i zamiast włożyć do koszyka te, co zawsze, zaczęłam
główkować, czemu na półkach jest tyle ich rodzajów. Tu jest coś nie w porządku
- pomyślałam. Z jakiegoś powodu wytłaczanka z 10 jajami w środku kosztuje 3,60
zł, wówczas gdy obok stoi pudełko z sześcioma jajkami, a kosztuje dwa razy
więcej. Wiele lat temu pomyślałabym, że może to jakieś superhiperekstrakury je
produkują i pewnie dostają specjalnie dobrane pasze do ich potrzeb, stąpają po
równo skoszonej zielonej trawce i wygrzewają się w słońcu chłodząc piórka w
fontannie - takie kurze sanatorium.
Mijałam więc tę półkę bez większego namysłu wkładając niedrogie
jajka do koszyka, bo nie ma sensu przepłacać. Byłam zdania, że tańsze nie
oznacza wcale gorsze, bo przykładowo batonik ze znanej powszechnie firmy nie
różni się niczym od zwyczajnego batona bartusia z firmy krzak. Oprócz świetnie
zorganizowanej na wielką skalę kampanii reklamowej, dzięki której ten pierwszy kosztuje
dwa razy drożej, skład obu jest podobny: kakao w proszku, tłuszcz palmowy
utwardzony i inne składniki w zmiennych proporcjach.
No dobrze - powiecie - kurze jaja to co innego. Sama natura bez
ingerencji specjalistycznych maszyn. Ciekawe więc, dlaczego mamy tak duży
rozstrzał cenowy na półkach w sklepach. Może nie ma żadnej różnicy czy weźmiemy
jajka z wolnego wybiegu, ściółkowego, czy wreszcie z chowu klatkowego? Przecież
wszystkie są tej samej wielkości (chyba, że mówimy już ściśle o rozmiarówkach
jaj, czyli S, M czy L), nie różnią się wyglądem i smakują podobnie. Jajo jak to jajo - jakie jest, każdy
widzi: kiedy ma skorupkę, białko i żółtko tam, gdzie trzeba, to nie ma o czym
gadać. Czy rzeczywiście?
Różnica jest - i to znaczna.
Wszyscy zapewne macie lub mieliście kiedyś jakieś zwierzę domowe,
prawda? Takiego chomiczka, co wszędzie wtyka swój ciekawski ryjek czy jamnika,
którego wszędzie pełno. I pewnie dbaliście o tych waszych pupili, chuchaliście,
żeby nic im się nie stało, choćby nie wiem co. Wyobraźcie więc sobie, że nagle tego
waszego psiaka wsadzają do klatki w rozmiarach 50x60 cm z czterema innymi psami,
a stoi jedna klatka na drugiej. Nie zdziwi was pewnie fakt, że powiem, iż jest
im tam niewygodnie. Ba, niewygodnie to nawet eufemizm, bo robią pod siebie, nie
mają miejsca żeby usiąść, nie mówiąc już nawet o leżeniu. Przez całe swoje
życie nie widzą świata poza klatką, a walcząc o skrawek wolnej przestrzeni,
dopuszczają się nawet aktów kanibalizmu... Czy chcielibyście, żeby szczeniaki
rodziły się w takich okolicznościach?
Okropne, powiecie - i po co piszę o takich rzeczach? Bo są ptaki,
które znoszą jaja w takich warunkach. To nie historia rodem z horroru - to jest
rzeczywistość kur niosek. Opowiem Wam
jak to wygląda: każda z nich ma za zadanie znieść jak największą ilość jaj, a
kiedy już taka delikwentka nic nie może z siebie wycisnąć - umiera, a na jej
miejsce pojawia się kolejna, która ma napędzać jajeczną gospodarkę. A co z mięsem?
Kto wie, może nie pójdzie na marne. Spokojnie, pewnie kupi je jakaś gosposia. Ponad 30 mln kur w Polsce żyje w takich
warunkach. Wszystkie te kury przeżywają najwyżej półtora roku, a na wolności
mogą żyć nawet do 10 lat.
Niech podniesie palec w górę ten, który chciałby jeść jajo
zniesione przez kurę, która zadziobała i zeżarła inną kurę. Bestialstwem nie
jest kanibalizm wśród tych zwierząt, bo one zwyczajnie bronią się, by przeżyć. Bestią,
łajdakiem nie bójmy się nazwać człowieka, który z premedytacją uczestniczy w
tym obrzydliwym światku, prowodyra tej całej maszynki do zbijania niemałych
pieniędzy kosztem niewinnych ptaków. Dlatego tak ważne jest, by nie popierać
procederu nieludzkiego wykorzystywania zwierząt w celach produkcyjnych. Teraz
za jaja płacę więcej, ale wiecie co? Przynajmniej mam pewność, że pochodzą od
szczęśliwych kur, które widziały światło słoneczne, jadły to, co przynosi natura,
żyją w naturalnym środowisku i w nim też umierają, a nie uwięzione przez całe
życie w klatce, jedzą paszę wątpliwej jakości i siebie nawzajem, by wreszcie
dopełnić swój żywot jako zdeformowane kaleki.
A co możemy zrobić, jeśli nie chcemy napędzać gospodarki chowu
klatkowego?
Dobrym pomysłem jest kupowanie jaj na targu - wtedy można podpytać
z jakiego źródła dany produkt pochodzi. Już najlepiej by było, gdybyśmy
kupowali jaja z chowu ekologicznego, ale nie każdego stać na taki wydatek. Jak wszyscy
wiedzą, każde jajo musi być oznaczone kodem producenta. Takie informacje
możecie przeczytać na niektórych wytłaczankach. Podam na przykładzie:
3-PL-12345678
Początkowa liczba 3 oznacza, że jajko jest z chowu klatkowego. Im
bliżej zera, tym sposób chowu jest lepszy. Analogicznie - cyfra 2 oznacza jaja
z chowu ściółkowego, 1 - z wolnego wybiegu, a przy liczbie 0 macie pewność, że
to chów ekologiczny.
Dla konsumenta najważniejszy jest ten pierwszy numer. Kolejne
litery oznaczają, z jakiego kraju jajka pochodzą. Dobrze jest sprawdzić czy
jaja są rzeczywiście z Polski. Następne liczby są numerem producenta, dla nas
konsumentów, nieistotny.
Mam apel: może zbojkotujmy
firmy produkujące jaja z chowu klatkowego i nie pozwólmy na wyzysk tych
niewinnych ptaków! Według mojego sumienia miejsce życia takich kur na pewno nie
powinno odbywać się w szczelnie zamkniętych, śmierdzących odchodami halach, bo
teraz powinno to nazywać się raczej chowem trupiarnianym niż klatkowym.
Polecam obejrzeć film, który otworzył mi oczy na to, w jakich
warunkach żyją te ptaki: https://www.youtube.com/watch?v=eweydkEmlaI
oraz inny, tym razem o australijskim chowie klatkowym (OSTRZEGAM -
tu mamy już bardziej makabryczne sceny):
Podobnych filmów znajdziecie w sieci mnóstwo, wystarczy wpisać w
wyszukiwarkę "battery egg".
Nie zapomnijcie odwiedzić też strony: http://schronisko.radom.pl/?p=productsList&iCategory=48
Czy pozwolicie dojść empatii i głosowi rozsądku do swojej
świadomości?
* artykuł tylko dla ludzi o mocnych nerwach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz